14 maja 2007 r. - Spotkanie z prof. Józef Łukaszewiczem

Archiwum » 14 maja 2007 r. - Spotkanie z prof. Józef Łukaszewiczem

Spotkanie z prof. Józef Łukaszewiczem 
Członkiem Założycielem Klubu Inteligencji Katolickiej we Wrocławiu

Klub Inteligencji Katolickiej we Wrocławiu powoli zbliża się do przypadającej w przyszłym roku pięćdziesiątej rocznicy swojego powstania. W ramach przygotowań do obchodów jubileuszowych realizowane są różne spotkania. Jednym z nich był „Wieczór” z Członkiem Założycielem naszego Klubu, prof. Józefem Łukaszewiczem. Spotkanie prowadziła przewodnicząca Klubu Ewa Rzewuska.

Oto wspomnienia prof. Józefa Łukaszewicza:

Lata wojenne spędziłem w Wilnie i okolicach. Przez krótki czas byłem żołnierzem VII Brygady (Wilhelma) Armii Krajowej. W lipcu 1944 roku zostaliśmy rozbrojeni przez wojska radzieckie (podobnie jak większość oddziałów AK) i po krótkim pobycie w Miednikach Królewskich zostaliśmy wywiezieni do Kaługi. Tam wcielono nas do 361 Rezerwowego Pułku Piechoty Armii Czerwonej. Po kilku tygodniach szkolenia wojskowego, gdy odmówiliśmy złożenia przysięgi (my czuliśmy się związani przysięgą Rządowi Londyńskiemu), odebrano nam broń po raz drugi i skierowano na roboty w lasach, na torfowisku i w pułkowym gospodarstwie rolnym. Podobno na interwencję Stanisława Mikołajczyka, który w roku 1945 przyjechał z Londynu do Warszawy i został wicepremierem w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej, zostaliśmy zwolnieni i przewieziono nas do Polski za Bug. Tak więc w styczniu 1946 roku mogłem pojechać do Torunia i tam w ciągu pół roku ukończyć kurs wstępny na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika, który upoważniał mnie do podjęcia normalnych studiów uniwersyteckich.

W czasie pobytu w Kałudze bardzo mi brakowało kościoła. Choć mieliśmy tam znośne warunki, a pilnujący nas sierżanci i oficerowie - przeważnie narodowości ukraińskiej - tolerowali prywatne i grupowe modlitwy, nabożeństwa majowe czy śpiewanie kolęd (przez pewien czas miałem nawet nad swoją pryczą obrazek Matki Boskiej), to jednak przez półtora roku nie byłem na mszy św. i nie mogłem przystępować do sakramentów świętych. Zbiorowego rozgrzeszenia udzielił nam ksiądz kapelan jeszcze w Miednikach - dla kilku tysięcy zgromadzonych tam akowców przed wysyłką do Kaługi.

Już w Toruniu włączyłem się aktywnie w działalność religijną. Utrzymywałem kontakty z przedwojennymi wychowawcami ze Szkoły Ojców Jezuitów w Wilnie, zapisałem się do Sodalicji Mariańskiej, a latem 1946 roku zostałem zaproszony na obóz w Krościenku nad Dunajcem zorganizowany przez akademicką organizację Iuventus Christiana.

Jesienią 1946 roku pojechałem na studia do Wrocławia. Już w pierwszych dniach mego pobytu tutaj spotkałem na korytarzu Politechniki Mieczysława Warmuża, który zaczął przed wojną studia na Politechnice Warszawskiej, a we Wrocławiu robił magisterium z matematyki i pracował już jako asystent w Seminarium Matematycznym. Dowiedziałem się od niego, że należał przed wojną do Iuventus Christiana. Razem z nim zwróciliśmy się do ówczesnego administratora apostolskiego Dolnego Śląska ks. Karola Milika (warto wspomnieć, że urzędował on wtedy w budynku klasztornym przy obecnej siedzibie Klubu) z prośbą o utworzenie we Wrocławiu lokalnego oddziału Iuventus Christiana. Chętnie udzielił nam swej zgody i błogosławieństwa, a na duchowego opiekuna wyznaczył o. Stanisław Mirka TJ, duszpasterza akademickiego przy Kościele Najświętszego Imienia Jezus. Oddział Wrocławski Iuventus Christiana zgromadził kilkunastu członków, mnie powierzono funkcję przewodniczącego. Mógł on pracować przez kilka lat (w roku 1947 uczestniczyliśmy w ogólnopolskim obozie wakacyjnym w Cyrhli Toporowej koło Zakopanego). Później jednak władze komunistyczne zaczęły ograniczać działalność organizacji kościelnych. Została rozwiązana bardzo aktywnie działająca przy pl. Nankiera przez kilka lat powojennych Caritas Academica, a w roku 1950 został aresztowany o. Mirek. My zaprzestaliśmy jawnej działalności, ale nadal spotykaliśmy się prywatnie, prowadziliśmy dyskusje i modlitwy, jeździliśmy razem na letnie wędrówki i obozy. Czasem towarzyszył nam któryś z księży. Gdy w roku 1954 poznałem w Gdańsku moją przyszłą żonę i po naszym ślubie w 1955 r. przywiozłem ją do Wrocławia, tutejsza grupa realizowała wspólne programy wakacyjne z podobną grupą z Wybrzeża, którą prowadził o. Alojzy Żuchowski. Kontakty Wrocławia z Trójmiastem wzmocnił dodatkowo przyjazd Kazika i Wandy Czaplińskich.

W roku 1957 nastąpił okres liberalizacji. Okazało się, że istnieje możliwość powstania Klubu Katolickiego. Do władzy doszedł wówczas Władysław Gomułka, w Sejmie powstało Poselskie Koło „Znak”, którego zapleczem miało być pięć Klubów Inteligencji Katolickiej. Władze wyraźnie żądały, aby były to Kluby Inteligencji Katolickiej, a nie jak tego chcieliśmy Kluby Katolickie. Ograniczenie do inteligencji wyraźnie limitowało inicjatywy społeczne organizowania się katolików polskich i już w założeniu zakładało sztuczne podziały na katolickich inteligentów i masy proletariackie.

We Wrocławiu pierwsze spotkanie ludzi zainteresowanych powołaniem do życia Klubu odbyło się w mieszkaniu prywatnym prof. Stefana Gumińskiego z inicjatywy aktora Zbigniewa Nowosada i o. Leona Jezierskiego OP. Było nas chyba ponad 100 osób i wszyscy byli zgodni co do tego, że należy wykorzystać pojawiającą się możliwość. Gdy jednak doszło do powołania grupy założycieli, którzy wystąpią do władz administracyjnych z wnioskiem o zatwierdzenie Klubu, wiele osób znanych w środowiskach kościelnych nie chciało firmować tej inicjatywy bojąc się zapewnie o możliwe szykany i represje. Byłem jednym z najmłodszych, ale gdy zaproponowano moją osobę, to bez namysłu wyraziłem zgodę. Wraz ze mną do Grupy Założycielskiej zostali wybrani: Mirosława Chamcówna, Jadwiga Teleżyńska, Władysław Czapliński, Herbert Myśliwiec, Janina Truszkiewicz, Wacława Dziewońska, Antoni Pelczarski, Edward Waśniewski, Lidia Dymsza, Dobrosław Strużecki, Zygmunt Wąsowicz, Stefan Gumiński, Marian Suski i Jan Wesołowski. W zespole tym mnie powierzono pracę nad Statutem Klubu. Miałem do wglądu już opracowany Statut Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie, a fachowych porad udzielał mi prof. prawa administracyjnego Franciszek Longchamps de Berier. Staraliśmy się nadać Klubowi możliwie różnorodny profil - otwarty na szerokie grono członków i nieograniczający ich działalności. Postanowiliśmy, że członkowie Klubu będą się dzielili na członków uczestników i członków zwyczajnych posiadających pełne prawa wyborcze: czynne i bierne. Nie był to przejaw dyskryminacji, ale zabezpieczenie Klubu przed przejęciem władzy przez ludzi nieodpowiedzialnych lub manipulowanych z zewnątrz. Wydaje mi się, że podział ten zdał egzamin w trudnych latach i utrzymał się do dziś. Prace nad Statutem, dyskusje wewnętrzne i pertraktacje z władzami trwały przez całą zimę 1957/58 r.

W czerwcu 1958 roku Klub Inteligencji Katolickiej we Wrocławiu został zarejestrowany i mogliśmy rozpocząć działalność. Odbyło się Zebranie Wyborcze. Wybraliśmy Zarząd Klubu i jego władze. Pierwszym prezesem został prof. Stefan Gumiński, a wiceprezesem prof. Marian Suski (prezes Klubu w następnych kadencjach). Prof. Suski był barwną postacią: profesor łączności na Politechnice Wrocławskiej, przedwojenny oficer Wojska Polskiego, olimpijczyk, mistrz Polski w szermierce, człowiek prawy i bardzo oddany sprawom Klubu. Mnie powierzono funkcję sekretarza. Głównym moim obowiązkiem było wysyłanie po kilkaset zaproszeń na każde zebranie Klubu. Pomagała mi w tym moja żona Danuta. Zaproszenia te drukowaliśmy na dziecinnej drukarence lub przepisywaliśmy wielokrotnie na maszynie do pisania.

 Głównym terenem działania były zebrania ogólne z prelekcjami zaproszonych gości. Każdorazowo trzeba było występować do władz administracyjnych o zezwolenie na odbycie zebrania. Decyzja zezwalająca często przychodziła w ostatniej chwili. Nasze zaproszenia były właściwie nielegalnymi drukami, ale jakoś nigdy nie zgłaszano o to pretensji. Na prelegentów zapraszaliśmy redaktorów z Tygodnika Powszechnego, przedstawicieli Koła Poselskiego „Znak”, pisarzy katolickich i innych ciekawych ludzi. Początkowo nie mieliśmy własnej siedziby Klubu. Mogliśmy przez pewien czas korzystać z pomieszczeń kurialnych w budynku naprzeciw Muzeum Archidiecezjalnego. Niektóre spotkania odbywały się w gmachu głównym Wyższej Szkoły Rolniczej przy ul. Norwida. Równocześnie z działalnością odczytową ks. Jezierski organizował programy religijne: dni skupienia i comiesięczne Msze św. w różnych kościołach wrocławskich. Z czasem stałym miejscem modlitwy stał się kościół św. Piotra i Pawła „Pod czwórką”.

Wielkim wydarzeniem było uzyskanie w 1961 roku zezwolenia od Sióstr Urszulanek na użytkowanie lokalu przy ul. Grodzkiej. Początkowo wchodziło się do pomieszczeń klubowych przez mroczne korytarze od strony placu Nankiera (niezbyt miłe zapachy towarzyszyły przy przejściu obok klasztornego chlewika). Po otwarciu wejścia od ul Grodzkiej było już o wiele wygodniej, ale żeby otworzyć nasz lokal i zamknąć go po zakończeniu zebrania, trzeba było przejść do furty klasztornej przy pl. Nankiera. Następnym lokalem Klubowym jest obecnie użytkowane pomieszczenie przy placu Strzeleckim (wynajmowane od 1973 roku od sióstr Elżbietanek).

Lista osób, które przewinęły się przez nasz Klub w charakterze prelegentów, duszpasterzy, zapraszanych gości i uczestników różnych programów byłaby bardzo długa. Nie sposób też omawiać szczegółowo całej działalności Klubu.

Na zakończenie chciałbym tylko zasygnalizować kilka interesujących spraw. Dość szybko nawiązaliśmy kontakty ze stroną niemiecką - po Soborze Watykańskim II i pamiętnym „Liście Biskupów Polskich do Biskupów Niemieckich”. Sam list wywołał bardzo ostrą krytykę ze strony ówczesnych władz, ale na współpracę polsko-niemiecką nam zezwolono. Jest ona prowadzona nieprzerwanie, budując wzajemne pojednanie i lepsze zrozumienie. „Pod czwórką” prowadzono ciekawą działalność wśród młodzieży, a w kościele św. Marcina (odnowionej kaplicy dawnego zamku piastowskiego) powstała wspólnota Polaków mieszkających przed wojną we Wrocławiu. Księża Czajkowski i Seremak zorganizowali Wspólnotę, która miała na celu nie tworzenie „getta” autochtonów, ale budowanie więzi między dawnymi mieszkańcami Wrocławia (z których tak niewielu przeżyło zawieruchę wojenną) z nowymi przybyszami z Polski centralnej i Kresów Wschodnich. Nie była to inicjatywa naszego Klubu, ale wielu jego członków zaangażowało się czynnie w życie Wspólnoty św. Marcina. Dodatkowe zainteresowanie tą Wspólnotą spowodowane było tym, że było tam pierwsze „pólko doświadczalne” wprowadzania posoborowej reformy liturgicznej. Często wyprzedzano tam oficjalne ustalenia i dyrektywy Polskiego Episkopatu. Prowadzono tam też szeroko zakrojoną działalność ekumeniczną. Nie wszystkim się to spodobało (w kościele) i doprowadziło do ograniczenia działalności Wspólnoty oraz do zesłania organizatorów ks. Czajkowskiego i Seremaka na daleką prowincję.

 Czas płynął. Było raz lepiej, raz gorzej. Dużym bodźcem w działalności Klubu był wybór Karola Wojtyły na papieża. W okresie „Solidarności” Klub bardzo się zaangażował w działalność społeczną i polityczną. Były to też czasy pewnego poluzowania ze strony władz i rozszerzenia możliwości naszej działalności, w szczególności szansa na powstanie nowych klubów i filii zamiejscowych (w Oleśnicy, Miliczu, Świdnicy, Wałbrzychu, Wołowie). Wrocław uzyskał zgodę na organizację corocznych pieszych pielgrzymek na Jasną Górę. Przedtem chodziliśmy w tradycyjnej Pielgrzymce Warszawskiej. Pierwszą Pielgrzymkę Wrocławską w sierpniu 1981 roku zorganizował ks. Stanisław Orzechowski. Mając doświadczenie dwukrotnego udziału w Pielgrzymce Warszawskiej i w zorganizowanej przeze mnie Pieszej Pielgrzymce z Krakowa do Rzymu (lipiec - wrzesień 1980), zaproponowałem uformowanie grupy pielgrzymkowej członków Klubu Inteligencji Katolickiej. Niestety zgłosiło się tylko kilkanaście osób, niemniej jednak członkowie Klubu co roku uczestniczą w Pielgrzymce.

W „tamtych czasach” Klub był inicjatorem organizowania we Wrocławiu październikowych „Dni Kultury Chrześcijańskiej”. Odbywały się one w wielu miastach kraju, ale „Wrocławskie Tygodnie” miały swoją specyfikę i cieszyły się ogromną popularnością. Nabrały one szczególnego znaczenia w latach stanu wojennego. Wtedy Klub został zamknięty, ale „Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej”, choć nie bez uciążliwych interwencji władz, mogły się odbywać i miały wielki wpływ na utrzymanie morale społecznego. Wspominamy te czasy z dużym sentymentem, bo dziś tak bardzo nam brakuje wielkiej ofiarności społecznej, jednoznacznego oczekiwania na wolność i demokrację w naszym kraju, tęsknoty za możliwością obywatelskiego zaangażowania.

Zdjęcia A. i W. Sicińscy
Wspomnienia zanotował W. Siciński, oprac. W. Wysoczański